„Droga do Lake Falls. Szepty w ciemności” Artur K. Dormann – fragment książki!

Droga do Lake Falls

Kochani!

Z okazji  premiery „Drogi do Lake Falls” prezentujemy obszerny fragment książki. Zapowiada się mrocznie i intrygująco:

Minęły wieki, El’lar zgubił gdzieś nawet ich rachubę. Tak wiele twarzy, obrazów, sytuacji rozmyło się we mgle niepamięci, lecz tamten dzień wrył się w każdą synapsę jego mózgu. Niezbywalnie. Bo był to dzień jego ponownych narodzin.

***
Iia dokonała niezbędnych przygotowań, aby ceremonia przebiegła bez zakłóceń oraz jak najszybciej. Rytuał mógł mieć wielu obserwatorów lub żadnego, zależało to od rangi osoby wprowadzanej do klanu. Dysponując niewielką ilością cennej krwi, nauczyli się – a przynajmniej starali się to robić – gospodarować nią oszczędnie i z namysłem.

W kilku przypadkach kodeks był bezlitosny, nie wolno było dokonywać przemiany dzieci, starców i  ludzi umysłowo skażonych. Wybierano jednostki wybitne, dysponujące wieloma umiejętnościami, niezbędnymi dla przetrwania społeczności, chociaż akurat ta zasada była najczęściej łamana, bo zdefiniowanie, co może okazać się istotne, sprawiało największy problem i budziło liczne kontrowersje, które często kończyły się awanturą, ogólnym mordobiciem lub buntem.

Tea na przykład raz przekonała zgromadzonych, żeby ofiarowano nieśmiertelność pewnemu ogrodnikowi. Jego jedynym talentem była umiejętność tworzenia oaz zieleni, parków, fikuśnych gazonów. Iia protestowała głośno, przypominała o konieczności oszczędzania wyjątkowej krwi, lecz Umiłowana chciała ogrodnika, więc go dostała.

Liberalne podejście do kandydatur zaowocowało pojawieniem się grupy nieśmiertelnych, u których odwiecznie preferowane cechy – odwaga, siła, inteligencja – nie stanowiły podstawowych zalet. Ci przemienieni najczęściej wybierali życie u boku królowej, lecz ich wartość w razie zagrożenia była znikoma.

Na szczycie hierarchii w klanie obok królowej stała Rada złożona z dwunastu pradawnych, elitę stanowiły pierwsze rody, ale na przestrzeni epok nie zostało ich już wiele. Ostatnią kategorią byli przemienieni, nie mieli za wiele do powiedzenia. Wyjątkiem oczywiście był El’lar, syn Eatorna, człowiek znikąd, wojownik z krwi i kości.

Płytki oddech El’lara przecinał gęsty mrok i ciszę, która wydawała się absolutna. Ciemna noc utrudniała wspinaczkę – nawet za dnia nienależącą do najłatwiejszych – zboczem najeżonym niebezpiecznymi pasażami i wąskimi skalnymi gardłami.

Nie słyszał ich kroków ani nie czuł obecności, ale wiedział, że są tuż obok. Bezgłośni. Niemal nieistniejący.

Pierwszą z prób wyznaczono poza osadą, wysoko, na szczycie Lodowej Iglicy, jak nazywał ją nekromanta. Prawdopodobnie góra nie miała w ogóle imienia, bo nocni łowcy rzadko nadawali nazwy dziełom natury, chyba że były one niezbędne przy określaniu położenia lub kierunków.

Wyruszyli z Xall gnani zachodzącym słońcem i maszerowali nieprzerwanie od kilku godzin. Minęli przełęcz, potem kolejną, wspinając się na niewielkie wzniesienie. Stamtąd El’lar mógł podziwiać miejsce, do którego prowadziła ścieżka – odległą świątynię skrzącą się w promieniach dogasającego dnia.

Po usłyszeniu opowieści Elihana zdecydował się dołączyć do klanu, z własnej woli poddać próbom, a jeśli uznają go za godnego – posiąść moc niedostępną innym ludziom.

Nie zależało mu na nieśmiertelności, nie oczekiwał wiecznego życia wypełnionego dostatkiem. Opowieść o Aedrinie, który dla powierzonych jego opiece mieszkańców Agharu był gotowy zmierzyć się z bogami, dotknęła najczulszej struny w jego duszy. Karmiony opowieściami o herosach i ich dziełach całe życie marzył, aby stać się jednym z nich. Z owych snów odzierał go niemal każdy dzień, obnażający miałkość prawdziwego życia, w którym intrygi zastępowały odwagę godną pieśni, fałsz zakładał maskę miłości, strach udawał siłę. To wszystko czyniło otaczającą go rzeczywistość ledwie godną zniesienia. Wtedy pojawił się Azdaroth i tchnął nową wiarę w jego serce. Pokazał cel i nagrodę. Obudził martwe legendy.

Ale te idealistyczne pobudki zbladły przed obliczem królowej. Od pierwszego wejrzenia wiedział, że jego miejsce jest u jej boku. Na wieczność. Przyjmie dar nieśmiertelności, by jej służyć aż po kres czasu, nie oczekując niczego w zamian, nie szukając poklasku, nie oczekując sławy.